Od 3 tygodni jest pięknie. Słonecznie, upalanie, czasem zaplącze się jakaś burza. Prawdziwe lato, które tutaj nie zdarza się często. Cieszy tym bardziej, gdy mamy wolne. I dziś nadszedł właśnie tak dzień. Dzień Wolny. Przez duże D. Jak to w dni wolne bywa, gdy człowiek może dłużej pospać, zerwałam się z łóżka o 6 rano. P.S. Też to skądś znacie? Tak więc jak już się z tego łóżka zerwałam to zaczęłam myśleć tylko o jednym. Skoro jest taka słonecznie, czasem popada to na pewno, gdzieś w okolicy muszą być maliny! Czerwone, pachnące. Poszukałam, bo od czego jest internet i znalazłam. Gospodarstwo rolne, w którym, za symboliczną opłatą, można zbierać owoce i zabrać je do domu. Po chwili, no może po godzinie dzięki naszej "nawigacji z fantazją", która wyprowadziła nas nie w to pole co trzeba, byliśmy na miejscu. Istna klęska urodzaju! Malin zatrzęsienie. W 10 minut zebraliśmy 2kg.
Nalewka już nastawiona. Kto jeszcze nie ma przepisu i nie próbował to gorąco zachęcam by zrobić to w tym roku. Naprawdę warto. Przepis znajdziecie tutaj. Przy okazji nastawiania nalewki proponuję obejrzeć film z serii Święta Polskie odcinek "Boże Ciało". Film hmm...nie wszystkim przypadnie do gustu, ale ta malinóweczka :))
Kilka malin zostawiłam po prostu do zjedzenia, ale kilka podkradłam i tak oto mamy sernik, a raczej serniczki z malinami. Preferuję porcje indywidualne, ale śmiało możecie zrobić jeden, pełnowymiarowy sernik.
200g biszkoptów
2 łyżki masła
400g kremowego serka
2 żółtka
aromat śmietankowy
cukier do smaku
świeże maliny
mięta do przybrania
Jak to przyrządzić?
Biszkopty kruszymy, a następnie wałkujemy aż powstanie proszek. Do sypkich biszkoptów dodajemy 2 łyżki rozpuszczonego masła. Energicznie mieszamy. Wykładamy na spód tortownicy.Ugniatamy np. szklanką. Pieczemy 5-8 minut w piekarniku rozgrzanym do175 stopni C.
Kremowy serek, cukier, żółtka i aromat mieszamy mikserem do połączenia się składników. Wykładamy na podpieczony spód. Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni bez termoobiegu do momentu aż masa zacznie się ścinać ok. 10 minut. Sprawdzamy delikatnie poruszając blaszką. Jeśli sernik "faluje" pieczemy dalej, jeśli jest już ścięty i nie "rusza się" w blaszce wyciągamy z pieca i studzimy. Dekorujemy miętą i malinami. I GOTOWE!
Mmmm...Ile smaku!
Sernik-moja miłość. Wygląda smakowicie :)
OdpowiedzUsuńZnamy te wolne dni-wtedy budzę się o 4.30:) no cóż- dłuższy dzień:) i więcej możliwości.Niestety na naszej "działce" nie ma malin ale MALINÓWECZKA nastawiona:) i nie tylko, bo agrestóweczka też smakuje wybornie:)
OdpowiedzUsuńCzekamy na kuriera z makaronikami malinowymi,bo serniczek właśnie się piecze:)Pozdrawiamy ciepluteńko:)
Nie wierzę! Na Waszej działce jest wszystko, czego dusza zapragnie ;) Makaroniki to chyba Wam wyślę w formie suchej, a galaretkę malinową zrobicie na miejscu ;) No chyba, że się umówimy na październik ;)) Buziaki!
UsuńJuż zaczynamy czekać na październik:) Twoje makaroniki potrzebują Twojego wykonania:) Buziaki!
OdpowiedzUsuńFantastyczny pomysł na wolny dzień :) Ja się wybieram do lasu, właśnie po maliny i jeżyny też :)
OdpowiedzUsuńSerniczek cudowny :)